- Wyruszamy późnym wieczorem, nie zapomnij niczego co ci
przyniosłam.- Pogardliwe zrzędzenie rudej okularnicy nie ustawało. Sakura nadal
nie czując się w pełni sił, siedziała na łóżku, tęsknie wypatrując przez okno.
Tak
strasznie chciała wrócić do domu. Czy ją szukają? Czy może pragnąć, by inni
ryzykowali życie ratując ją? Czy to samolubne? A może… zawsze taka była?
Myślała o Naruto, który był jej zawsze ostoją, o Hinacie, która wspierała jej
najbliższego przyjaciela. Jak to dobrze, że chociaż on nie jest sam… Wiele
musiała przejść, wiele dumy musiało się w niej złamać, by dopiero na końcu zrozumieć,
jak często raniła innych i jak często myślała tylko o sobie… na końcu…czy to
naprawdę już koniec? Zawsze myślała, że więcej nie może, tylko się nad sobą
litowała. Brzydziła się tą stroną swojej osoby. Ale czy umiała być inna? Sama
siebie nie lubiła. Jak ktoś inny mógłby ją pokochać? Przecież to śmieszne. I
żałosne. Czy kiedyś naprawdę kochała? I kogo? Wyobrażenie? Idola? Przyjaciela?
To było tak dawno temu. Mimo to nadal nie mogła w pełni oddychać…
- Słuchasz mnie w ogóle? Wszyscy uważają cię za nie
wiadomo jakie cudo, a wyglądasz jakbyś była otępiała… Pewnie chomik ma więcej
inteligencji niż ty…- Ruda dalej się nakręcała, jednocześnie wypakowując rzeczy,
które miała oddać do użytku chudej, różowej lalce. Karin była wściekła.
Myślała, że kilka lat temu pozbyła się Sakury, a tu niespodzianka! Różowa małpa
o włosach jak siano i wyglądzie prawie anorektyczki, zawitała do nich i pławi
się w luksusach w Głównej Twierdzy, jak nie przymierzając, królowa. Złość
potęgował fakt, że ona sama miała do dyspozycji mały pokój, tylko jeden poziom
wyżej od lochów. I gnieździła się tam już trzy lata, czekając na jakiś awans
społeczno- mieszkaniowy. Niech to szlag…!
Sakura oderwała zamyślony wzrok od krajobrazu rozciągającego
się za szklana taflą i skupiła się na obserwowaniu swojej tymczasowej strażniczki.
Śledziła jej nerwowe zachowanie, gdy na mahoniowy stół wyciągała niezgrabnymi
ruchami z wielkiej torby po kolei rzeczy, które Sakura odtąd miała nazywać
własnymi. Dostrzegła tam kilka sztuk odzieży i bielizny, małą skórzaną torbę
wyglądającą na apteczkę, zapas wody i trochę prowiantu. W jednym Karin miała
rację. Jej umysł i ciało ogarnęło otępiające poczucie beznadziejności. Leniwie
rozejrzała się po swoim więzieniu. W obszernym i słonecznym pomieszczeniu łóżko
i stół jadalny zajmowały najwięcej miejsca. Oprócz jednej szafy i czterech
krzeseł nic innego nie zagracało powierzchni. Drugie drzwi prowadziły do małej
łazienki z prysznicem, z którego miała, ku swej uldze, okazję już skorzystać.
Wszystko było utrzymane w prostym eleganckim stylu- jasne ściany, ciemne,
drewniane meble. Biorąc pod uwagę jej poprzednie lokum, czuła się jak
królewskim apartamencie. Jak… w złotej klatce.
Kątem oka dostrzegła mamroczącą przekleństwa Karin, która
wychodząc zatrzasnęła za sobą drzwi. Za kilka godzin wyruszają. Ogień, który
tlił się w niej wcześniej zgasł. Znowu powróciła pustka. Zawsze wracała. Jeśli
miłość jest dobra, to dlaczego narobiła w jej życiu tyle zła? Mówi się, że
rozstanie wzmaga miłość, ale też i zapomnienie. Czy kochała teraz bardziej?
Nie. Chyba nie. Czy kochała? Skoro tak, to dlaczego ta miłość nie dodaje jej
siły… tylko je odbiera. Dom. Gdzie ma wrócić? Do Konohy? Tak. To jest jej dom…
Wioska, w której czuła się równie samotna, jakby była jedynym jej mieszkańcem.
Kiedy on odszedł… Nie! Potrząsnęła głową chcąc wyrzucić nieproszone myśli.
Na łóżku piętrzyły się stosy poduszek, w które zapadła
się jak w miękki puch. Nie chciała istnieć. Nie chciała czuć. Nie chciała znowu
cierpieć.
*****
Sasuke spacerował po gabinecie. Wiedział, że na długim włosiu
drogiego dywanu zostaną ślady jego wędrówki, niezbicie świadczące o
utracie zimnego opanowania. Cholera! Czym się tak stresował?! Nie mógł
usiedzieć w miejscu. Odkąd Haruno wyszła z jego biura, wątpliwości kotłowały mu
się w głowie, a napięte nerwy szukały jakiegoś ujścia. Po co mu to wszystko
było?! Mógł spokojnie żyć po zakończeniu wojny i nie przejmować się Madarą, ukrytym
zwojem i innymi poszlakami! Był w końcu wolny! Wolny od trawiącej od lat jego
umysł zemsty, wolny od poczucia winy wobec brata, wolny od chęci zniszczenia
Konohy! Został wynagrodzony przez panów feudalnych amnestią za zasługi podczas ostatniej wojny!
Więc po co?! Po co to wszystko?! Musiała się w nim zbudzić jakaś cholerna
prawość i chęć niesienia pokoju na świecie? A co go to obchodzi! Szlag by
wszystko trafił….! A jednak nie mógł tego porzucić. Musiał to skończyć. Raz na
zawsze.
Odwrócił głowę, gdy lekko zaskrzypiały drzwi w zawiasach,
dając sygnał o nadejściu gościa. Uśmiech wpełzł mu na twarz, gdy zorientował
się, kto był na tyle lekkomyślny by wejść bez pozwolenia.
Karin speszyła się nieco widząc wykrzywione wargi Sasuke-
ni to w uśmiechu ni to w grymasie… Nie tracąc jednak impetu postanowiła przejść
od razu do rzeczy.
- Ekhm… Sasuke-kun… Tak myślałam, że… no wiesz… teraz,
gdy ta… to znaczy Sakura już jest z nami i…- widząc spojrzenie Lidera straciła
zimną krew. Podeszła bliżej jednego z krzeseł, które stało obok wielkiego
konferencyjnego stołu, który wykorzystywali jedynie do rzadkich narad.
Rzadkich, bo decyzje dotyczące wioski i ich głównej misji podejmował sam
Sasuke, nie często prosząc kogokolwiek o pomoc. Skryła się za oparciem,
zaciskają nerwowo palce na ciemnym drewnie.
- Możesz powtórzyć swoje pytanie?- zaskoczył ją miły ton
stojącego opodal mężczyzny. Zamrugała szybko, poprawiła okulary na nosie i z
większą już werwą zaczęła po raz drugi, bacznie obserwując Sasuke, który, o
dziwo, wyglądał na uprzejmie zainteresowanego.
- Więc Sasuke, widzisz, pomyślałam sobie, że może
mogłabym dostać jakieś inne lokum do mieszkania… apartament, albo chociaż
pokój… w Głównej Twierdzy, albo przynajmniej w Północnej…- urwała widząc
zaskoczona minę Lidera, któremu uniosły się brwi w wyrazie niedowierzania.
- Sakura jest tu nowa, a mieszka w…
- Dobrze- przerwał jej. Miał już dość. Chciał się na kimś
wyładować, żeby dać upust swojej złości, ale w tym przypadku nie mógł liczyć na
godnego przeciwnika. Karin zaczęłaby tylko jęczeć jeszcze bardziej, a to
rozsadziłoby mu głowę i tak pełną różnych bzdur, którymi nie chciał się teraz
zajmować. Ani teraz, ani później.
- Tak po prostu? Zgadzasz się?- Rudowłosa kobieta nie
mogła uwierzyć w tę nagłą zgodność i uległość charakteru Lidera. – Ale jesteś
pewien?- Dopytywała dalej całkowicie zaskoczona. Oczekiwała nie małej batalii o
to, co jej się należało. Nie przymierzając, poświęciła prawie trzy lata
szpiegując i walcząc w nie swojej sprawie…
Sasuke westchnął przeciągle, opadając na skórzany fotel
stojący tuż za masywnym biurkiem. Czy naprawdę musiała tutaj być? Nie jest mu
potrzebna. Kiedy stał się taki miękki i przygarniał ofiary losu, które nie
miały dokąd pójść?
- Tak. Jestem pewien. Ale mogę zmienić zdanie, jeśli
zostaniesz w moim gabinecie choć chwilę dłużej.- rzekł już mocno zniecierpliwiony.
– Reito przydzieli ci kwaterę, idź do niego.- Machnął ręką w stronę drzwi, za
którymi znajdowało się stanowisko sekretarza, które oficjalnie zajmował ów
Reito.
Karin zatrzepotała rzęsami za taflą szkła okularów i
odzyskując rezon wybiegła czym prędzej z pokoju. Skoro czas działał na jej
korzyść, to nie miała na co czekać. Wychodząc wpadła na rosłego mężczyznę.
- Reito, czy ty zgłupiałeś?!- wydarła się zbierając się
jednocześnie z podłogi. Gdy wstała, górowała nad nią męska postać. Ledwo
sięgała mu do ramienia. Spiorunował ją chłodnym wzrokiem i odchrząknął.
- Karin jak zwykle wyglądasz uroczo. Ale ze złości
poczerwieniałaś na twarzy- udał, że się jej przygląda z zatroskaniem- O! I
włosy tez masz czerwone! Niesamowite! Masz tak od urodzenia?- Pokiwał głową ze
współczuciem, chwytając się za brodę i podpierając ją drugą ręka.
- Znowu podsłuchiwałeś?!- Karin zadygotała od stłumionej
wściekłości. „Spokojnie- mówiła do siebie- nie denerwuj go”. Nie chciała mieć w
nim wroga. Po pierwsze: miał jej przydzielić nowe lokum. Po drugie: był
świetnym źródłem informacji. W końcu to on przyprowadził im Sakurę, która
„ponoć była niezbędna do ich misji, biorąc pod uwagę jej umiejętności”-
przypomniała sobie słowa Sasuke na poprzedniej naradzie. I po trzecie, był
bardzo przystojny. A nie dało się ukryć, że miała słabość do gładkich
twarzyczek…
- Ja? Podsłuchiwać?- Przybrał minę urażonej niewinności.-
Chciałem tylko lepiej słyszeć twój perlisty głos. Jest taki przyjemny dla ucha.-
Zmrużył oczy kpiąc sobie z niej. Cofnął się kilka kroków w tył, gdzie stało
biurko zasłane papierami, nie mniej okazałe od tego w gabinecie. Różnica
polegała na tym, że ten egzemplarz stał na korytarzu. - Chciałaś czegoś?- Karin
dojrzała w jego ciemnych oczach błysk. „Oczywiście, że tak, przecież wiesz o
tym, skoro stałeś pod drzwiami”- pomyślała.
- Masz mi przydzielić nowy pokój. W Głównej Twierdzy.
Albo w Północnej.
- Hmm…- przeglądał dokumenty leżące na blacie- Niemożliwe.-
skwitował krótko nawet nie podnosząc na nią wzroku.
- Jak to?!- oburzyła się Karin.
- Tak to. Nie ma wolnych pomieszczeń w Głównej i
Północnej. Mogę ci dać pokój w Zachodniej. Bierzesz?
- Ale, ale…- zamilkła, gdy przeniósł na nią spojrzenie.
Opierał się o kant biurka, które stało tuż za nim. Ręce założył na klatce
piersiowej, a nogi skrzyżował w kostkach. Był wysoki i atletycznie zbudowany.
Ciemna koszula skrywała szerokie barki i twarde jak skała muskuły, o czym miała
już szansę się przekonać, odbijając się od niego, gdy wychodziła z gabinetu
Sasuke. Czarne włosy wyglądały tak jakby były nieustannie targane przez wiatr-
zmierzwione jakby przed chwilą wstał z łóżka. Cała jego postać emanowała
męskością.
- Biorę.- odparła chrapliwie, zorientowawszy się, że
zaschło jej w gardle. - Zachodnia też może być.- Próbowała się uśmiechnąć, ale
pod czujnym okiem Reito tylko spłonęła rumieńcem. Wzięła klucze z jego ręki,
które zdążył już wydostać z szuflady i chwiejnym krokiem skierowała się do
swojej izby, żeby spakować skromny dobytek.
Zeszła dwa poziomy w dół po ciemnej klatce schodowej. Wraz z każdym piętrem
zbliżała się do lochów, które były usytuowane niewiele niżej niż jej pokój.
Czuła zapach stęchłego powietrza dochodzącego z katakumb Głównej Twierdzy. Odór
towarzyszył jej ostatnie lata. Dochodził
do jej nozdrzy, gdy zasypiała, gdy budziła się po źle przespanej nocy, po
powrocie z misji i przed jej rozpoczęciem. Jednym słowem zawsze. Odkąd
postanowiła pozostać przy towarzyszach dawnej Taki i przeniosła się do Oto,
narażając się całemu światu shinobi, nie otrzymała nic oprócz tego przeklętego
małego pomieszczenia, które kiedyś było jakimś składzikiem.
Kopniakiem otworzyła drzwi o łuszczącej się farbie. Pstryknęła włącznik i
przy suficie rozjarzyło się blade, żółte światło mając za jedyne źródło zwykłą,
nieosłoniętą żarówkę. Pozbierała szybko swoje ubrania i przybory toaletowe do
niewielkiej torby. Tej samej, którą dziś używała do przeniesienia rzeczy
Haruno. Po dziesięciu minutach była gotowa. Spojrzała raz jeszcze prze ramię
jakby żegnając się z klitką, która robiła jej za dom przez ostatnie trzy lata.
Jej wzrok spoczął na nędznym łóżku, toaletce stojącej tuż obok małej szafy. Poza
tymi sprzętami, nic nie wypełniało ciasnej przestrzeni.
- Nie. Nie będę za tobą
tęsknić- rzuciła po raz ostatni i już jej nie było.
Sakura ocknęła się leżąc na łóżku. „ Chyba zasnęłam”-
pomyślała. Przeciągnęła się rozprostowując kości. Słońce powoli zachodziło.
Zbliżał się wieczór. Jej myśli znowu
nawiedziła wizja rychłej misji. Przeszła się po pokoju próbując odegnać resztki
snu z umysłu, by wszystkie zmysły mogły być całkowicie sprawne i nie płatały
jej figli. Przejrzała rzeczy pozostawione przez Karin na stole. Znalazła tam
wyglądającą na nową bieliznę i trochę ubrań. Szybko przebrała się w jasne
spodnie sięgające jej połowy łydki i ciemną bluzę, która była za luźna. Mimo
lichego wyboru, była względnie zadowolona, gdyż odzież nie była tak sfatygowana
jak dres, który jej przydzielili wcześniej. Rękawy musiała podwinąć prawie do łokci
i potykała się o za długie nogawki.
Obecny strój był przede wszystkim wygodny. I ciepły. Nie uszło jej uwadze, że
wieczory tutaj były dość chłodne, a zmierzch zapadał szybko. Wyjrzała za okno.
Dostrzegła idącą Karin, która tarmosiła torbę, z którą wcześniej się u niej
pojawiła. Nagle coś jej przyszło do głowy.
- Karin!- krzyknęła.
Nic. Żadnej reakcji.
- Kaaaarin!- spróbowała raz jeszcze, głośniej i dosadniej.
Ruda dziewczyna obróciła się zdezorientowana, szukając
wzrokiem nawołującej jej osoby. Po
chwili jej spojrzenie spoczęło na drugim piętrze budynku, z którego właśnie
wyszła.
Sakura wychyliła się nad ramą okienną i pomachała
dziewczynie. Widziała zdziwienie na jej twarzy.
- Karin, możesz mnie ze sobą zabrać?!- zapytała.
„Cokolwiek. Proszę cokolwiek, byle nie siedzieć w tych czterech ścianach!”
Mimo wysokości, w
oczach Karin dojrzała konsternację, a po chwili błysk buntu. Kobieta
zmarszczyła brwi i w dwóch susach znalazła się przy oknie Sakury, stając na
daszku zawieszonego niżej balkonu.
- Tylko nic nikomu nie mów.
********************
Uradowana, że udało jej
się choć na krótką chwilę wyjść z „więzienia”, szła obok Karin chłonąc wszystko
co ją zewsząd otaczało. Gdy tylko postawiła stopy na pewnym gruncie, dokładnie
się rozejrzała.
Dotąd budynek, w którym ją przetrzymywali znała tylko z wewnątrz. Suigetsu
zabrał ją na wycieczkę zapoznawcza po lochach, następnie pokazał jej iście
luksusowy apartament, w którym już została. Ach! Był jeszcze gabinet tego…tego
ich Lidera. Teraz, mogła podziwiać okazałość Siedziby Lidera od drugiej strony.
Nie można jej było przyrównać do Siedziby Kage w Konoha lub Suny, gdzie stały
zwykle, tyle, że okazalsze budynki mieszkalne. Tutaj piętrzyła się istna
twierdza! Przed nią stała kamienna forteca o gładkiej fasadzie, licząca sobie
co najmniej pięć pięter. Jej ściany zostały postawione dawno temu- tu i ówdzie
widać było jak ząb czasu nadgryzł konstrukcję. W połowie wysokości widniały dwa
tarasy ze skalnymi kolumnami, a wszystkie otwory okienne miały drewniane
okiennice o szerokich skrzydłach. Tuż za budynkiem, na horyzoncie dostrzegła
wieżę. Musiała byś oddalona o jakieś dwie czy trzy godziny drogi. Odwróciła się
z pytaniem na ustach, ale Karin wyprzedziła ją.
- Jeśli się nie ruszysz,
nic ci nie powiem. Mamy tylko kilka godzin zanim wyruszymy na misję. - Po czym
skierowała się w stronę rzeki, której wody mieniły się odbijając promienie
zachodzącego słońca. Chcąc, nie chcąc, Sakura podążyła jej śladem czekając
cierpliwie na odpowiedzi niezadanych jeszcze pytań.
Karin westchnęła przeciągle i kątem oka zlustrowała towarzyszkę podróży.
- Budynek za nami nazywamy
Główną Twierdzą. Jak sama pewnie się domyśliłaś, jest to centrum dowodzenia
wioski.- Sakura potaknęła, potwierdzając tym samym swoje wcześniejsze
przypuszczenia. - Za nią, w odległości bodajże siedemdziesięciu kilometrów lub
mniej, rozciąga się morze. W połowie tego dystansu wznosi się Twierdza Północna
zwana Strażnicą Północną. Broni dostępu od północy, gdyby jakiś odział wroga
chciał przedostać się przez klify, które nawiasem mówiąc same w sobie stanowią
skalną zaporę. Są wręcz niedostępne. Rzeka przepływa przez całe Oto, mieszkańcy
nazwali ją Isana.- wskazał ręka migocząca wstęgę wody. - Z kolei cała zachodnia
część Oto jest usłana wzgórzami o łagodnych wzniesieniach, ale ciut dalej
wyrastają z ziemi nagie skaliste góry. Zero zieleni. Tam zmierzamy.-
zakończyła.
Mijały po drodze ludzi, którzy uśmiechali się do nich serdecznie i często
się kłaniali. Dziwne, że okazywano taki szacunek obcej osobie tudzież
towarzyszce Sakury, która do życzliwych raczej nie należała. Dostrzegła również,
że wszyscy mieszkańcy to cywile, prawdopodobnie rolnicy, parający się uprawą
ziemi i bydła. Mieli spracowane dłonie, a twarze ogorzałe od słońca. Blisko
okazałej fortecy, znajdowały się warsztaty rzemieślnicze, a także budynek
wyglądający jak zajazd. Wokół twierdzy rozsiane były skromnej wielkości chaty,
przy których nie rzadko przylegały zagrody dla zwierząt. Domków było około
setki, czyli przynajmniej sto rodzin mieszkało w Oto. Środek wioski przecinała
wstęga rzeki o spokojnym nurcie. Nad nią wisiało mnóstwo wąskich mostków, przez
które nieustannie przeprawiali się mieszkańcy. Czasem, za mostek robiła zwykła,
szeroka deska przerzucona przez wąską Isanę. Właśnie zbliżały się do jednego z
takich prowizorycznych przejść. Sakura spojrzała w dół w krystalicznie czyste
wody, łowiąc wzrokiem opływowe kształty ryb zasiedlających rzekę.
Po drugiej stronie Isany
znajdowały się pokryte soczystą trawą wzgórza, które skrywały za sobą gęste
zielone lasy, doskonale widoczne z pokoju Sakury.
- Karin, gdzie się
wybieramy?- zaryzykowała pytaniem.
- Ech…Mówiłam ci już. Do
Zachodniej Twierdzy. Będziemy tam za pół godziny.- Spojrzała na Sakurę krzywo,
jakby mając za złe, że w ogóle potrafi mówić.
- Pewnie nie powiesz mi co
tutaj się dzieje, co?- Nie dawała za wygraną. Pomyślała, że mogłaby spróbować
uciec podczas krajoznawczej wycieczki, ale jej chakra nie zregenerowała się na
tyle, by walczyć z Karin. Pozostało jej zbieranie informacji. Biorąc pod uwagę
fakt, że prawdopodobnie żaden z sojuszników nie dostał się do Oto by dowiedzieć
się co oni kombinują, może ona zrobić
choć tyle. Zostać szpiegiem, czekając na ratunek. Jeżeli w ogóle on nadejdzie.
- Nie.
- Yhm…- kiwnęła głową. Po
chwili spróbowała znowu.- Skoro macie Twierdzę Północną i Zachodnią to pewnie
są też inne? Wschodnia i Południowa, tak?- Przyśpieszyła kroku, by zrównać się
z Karin, za którą do tej pory zostawała w tyle. Skoro nie chce z nią rozmawiać
na ważne tematy, to przynajmniej dowie się jak najwięcej o samej krainie. Oto
nie przypominało żadnej innej znanej jej wioski ninja. Zazwyczaj, jak w Konoha czy
Sunie, wioską nazywana była centralna część skupienia się wszystkich budynków
mieszkalnych i gospodarczych, a także Siedziba Kage, Akademia Ninja, szpital
itd. Z kolei Oto leżało na otwartej przestrzeni nie ograniczone żadnymi murami
obronnymi. Każdy mógłby się dostać na jej teren- jedynymi punktami strażniczymi
były Twierdze: Główna, Północna, Zachodnia i…
- Tak. Wschodnią zbudowano
nad rzeką, ale niżej od Zachodniej. Z kolei Południowa stoi na Równinach
Południowych. Południową też zwiemy Strażnicą. Równiny Południowe to pola,
które w znacznej części zostały zagospodarowane przez mieszkańców wioski. Ale
tylko te położone bliżej rzeki. Zresztą na południe od Isany nie ma żadnych
budynków mieszkalnych. Pola głównie są wykorzystywane do wypasania zwierząt,
mniejsza ilość do uprawy zboża.- Wskazała ręką na południe od nich, gdzie
bardzo daleko majaczył jakiś kształt na widnokręgu. Biorąc pod uwagę duży
dystans jaki dzielił ich obecny punkt odniesienia od Strażnicy, wieża musiała
być o wiele wyższa i potężniejsza niż
jej bliźniaczki, które już miała okazję jako tako obejrzeć. Kiedy Sakura
skierowała wzrok na południowy wschód szukając spojrzeniem tamtejszej twierdzy,
zdziwiła się widząc jak wątła i mizerna wydawała się na tle Strażnicy na
równinach, mimo, że była od nich o wiele bliżej.
- Dlaczego nikt nie
mieszka po tej stronie Isany? No, nie licząc kilku chatek tuż nad samą rzeką.-
poprawiła się. Faktycznie mijały kilka domów, które zbudowano tuż przy brzegu,
jakby budowniczowie obawiali się założyć ich fundamentów bliżej równin. Karin
łypnęła na nią ostrym spojrzeniem znad tafli szkieł.
- Niech cię to nie
interesuje. A teraz pośpiesz się. Musimy wrócić zanim ktoś się zorientuje, że
cie nie ma.- stwierdziła sucho i ruszyła przed siebie żwawym krokiem, dając tym
samym znak, że to już koniec jej uprzejmości na dzisiejszy dzień. Sakura podążyła
za nią, z cisnącym się na usta pytaniem, które zdołała opanować. Potrafiła być
cierpliwa. A Karin już dała raz jej poznać, że nie naciskana potrafi udzielić
wiele odpowiedzi. Tak, więc zamierzała poczekać, by móc dowiedzieć się później,
dlaczego właściwie Karin, zabrała ją ze sobą.
Szły w milczeniu około pół godziny, gdy Sakura dostrzegła
drastyczną zmianę w otaczającej przyrodzie. Krajobraz przed nimi rysował się
jako skalna, ponura sceneria. Zniknęły gdzieś zielone, soczyste pola, ptaki
zamilkły na drzewach, a nawet wody Isany przybrały jakby szaro-bury odcień. Pod
stopami chrzęściły kamienie o czarnej i szarej barwie, a łagodne wzniesienia
ustąpiły miejsca, ostrym, skalnym labiryntom. Spojrzała na idącą obok Karin,
która skupiona była na punkcie przed nimi. Podążyła spojrzeniem za jej wzrokiem.
I wtedy ją ujrzała. Dotarły… do Zachodniej Wieży.
- Bardzo cię proszę- nic
nie mów. Milcz, nie odzywaj się.- instruowała Sakurę tonem bynajmniej nie
wyrażającym uprzejmej prośby.
- Okej, zrozumiałam za pierwszym razem.- odparła trochę
urażona. Czy naprawdę miała ją za taka głupią? Zresztą, chciała mieć uszy i oczy
szeroko otwarte, a nie usta…
Karin pchnęła jedno skrzydło potężnych drzwi.
Zaskrzypiały. Nie oczekiwał ich żaden wartownik. Nikt nie pełnił straży, co
wydawało się bardzo dziwne. Sakura nie zauważyła żywej duszy, odkąd podeszły do
skalnej warowni. W pierwszej chwili nie mogła dostrzec gdzie kończy skalna góra
się, a zaczyna Zachodnia Wieża. Po chwili dopiero spostrzegła, że została ona
jakby wykuta w skale. Ciemna, kamienna masa stanowiła dwie z trzech, widocznych
ścian fortecy. Dlaczego oni nazywają te budynki wieżami, skoro Główna wygląda
jak zamek jakiegoś króla, a ta tutaj, jak obronny fort? I dlaczego, one
wszystkie są takie ważne? Sakura ruszyła za towarzyszką, mając przed sobą
zadanie. Dowiedzieć więcej i uciec.
Znalazły się w głównym korytarzu, który był oświetlony
setkami świec, umieszczonych w naturalnych ustępach w ścianach, ciągnących się
w górę do bardzo wysokiego sufitu. Mimo, że Sakura nie czuła wilgoci, do jej
uszu dochodził jakby szmer płynącej wody. Cichy i melodyjny. Jej umysł ukoił
się przez chwilę szemrzącym dźwiękiem.
Szeroki hol rozgałęział się w dwóch, przeciwnych
kierunkach, główną część korytarza zajmowały szerokie schody z kamienną
poręczą. Karin ruszyła w ich stronę. Sakura zastawiała się czy ktoś mieszka lub
chociaż przebywa w tej fortecy i czyżby nikt nie dostrzegł ich przybycia?
Ostatnie pytanie powtórzyła na głos, chcąc usłyszeć odpowiedź.
- Och…Wartownicy oczywiście już wiedzą, że jesteśmy. A
także to, kim jesteśmy. A skoro wiedzą, to po co mają nam i sobie
przeszkadzać?- machnęła ręka, pokazując, że jest to nie istotne.
- Ale jak…- urwała. Na szczycie schodów dostrzegła
postać. Karin również ją zobaczyła i zatrzymała się tuż przed Sakurą, próbując
zasłonić ją swoją, mało imponującą posturą.
- No, no, no…Karin. Kto by pomyślał, że zabierzesz na
wycieczkę naszą koleżankę z Konohy. Naprawdę myślałaś, że nikt nie zauważy? Na
przykład ja albo… Hozuki?- męski, aksamitny szept odbijał się od kamiennych
ścian. Sylwetka mężczyzny kryła się w cieniu, ale w miarę, jak ów osobnik
schodził po stopniach w dół, światło świec odsłaniało powoli jego nogi, tors i
na końcu twarz.
- Reito, nudziło ci się w Głównej? Szpiegujesz mnie dla
zabawy?- głos Karin był cienki i było słychać w nim zdenerwowanie i niepewność.
Mężczyzna przechylił głowę w bok, przyglądając się od
niechcenia swoim dłoniom.
- Och Karin, nie szpieguję cię dla zabawy, możesz mi
wierzyć, że mam inne, ciekawsze rozrywki.- Karin poruszyła się niespokojnie.
Wszak Reito nie zaprzeczył, że podążał za nimi specjalnie. Mężczyzna podniósł
spojrzenie swoich ciemnych oczu na Sakurę, która zza pleców Karin
przysłuchiwała się rozmowie i obserwowała sytuację. Mimo, że w korytarzu
panował miły dla oka półmrok, gdyż niektóre świece zdążyły już się wypalić,
dostrzegła, że Reito był bardzo przystojny, wysoki i męski. Gdy złapał ją na
ostentacyjnym przyglądaniu się, szybko odwróciła speszony wzrok. Teraz była w
centrum zainteresowania nieznajomego.
Reito podszedł bliżej. Widział nerwową reakcję
skrywającej się za plecami Karin, dziewczyny. Dał znak ręką by wyszła do
przodu. Z pewnym ociąganiem posłuchała, wbijając spojrzenie zielonych oczu w
podłogę.
- Witaj, Sakura.- przywitał się. Podniosła głowę. Widział
jak przez jej twarz przemknął cień, gdy dopiero po chwili jej umysł zrozumiał
co się stało. Wyszeptała tylko jeszcze jedno słowo, zanim upadła zemdlona w
jego ramiona.
- Rei…
- Tak. Wygląda na to, że mnie rozpoznała- powiedział na
głos do osłupiałej Karin.